Lech Kotwicz (ur. 1970)
- prozaik, poeta, krytyk filmowy.
Kurator Bielskiego Konkursu Satyrycznego
WRZUĆ NA LUZ

 

 

 

 

 

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

 

ZWYCIĘZCY OSTATNIEGO ZBIORU - Lech Kotwicz

 

 

ZWYCIĘZCY OSTATNIEGO ZBIORU

 

A dymek sobie ćmi, jak gdyby nigdy nic,
deszczyk sobie kapie, słonko sobie świeci,
za szopką facet maca jajka - wypisz-wymaluj:
bajka...

Czasami chłopina musi - inaczej się udusi!
Musi to na Rusi, u nas jak kto chce,
popije i zejdzie...
na bok. Baśń go zje.

Wciągnięty w senną narrację,
usiądzie pod płotem
zasłuchany w melodię:
A dymek sobie ćmi, jak gdyby nigdy nic,

deszczyk z rynny kap-kap
o zachodzie słońca,
bez zmian i bez dat,
opowieść bez końca...

(Zwycięzcy ostatniego zbioru
wierszy na pograniczu jawy
i snów o potędze
humoru)

L.K. 2014

 

KONTAKT:

 

 

dorinetka@gmail.com

 

 

 

 

 

 

 

Lech Kotwicz - Wiersze

 

 

cisza wyborcza
 

W Dzień Zaduszny, przed cmentarzem,
w moim miasteczku nad rzeczką,
przyszpilone do drzew kolorowe plakaty.
Podchodzę bliżej, patrzę – a na nich
uśmiechnięte twarze.
I takie zupełnie (niepo)ważne.

Krzyczą krzykliwymi hasłami:
Zagłosuj! Zagłosuj na mnie!
Nie na tego – lecz na mnie!
przerywając… grobową ciszę.

Nie jestem człowiekiem starej daty.
Rozum wciąż u mnie kudłaty
i myśli czarne: Ech, życie marne…
Obok tego krzyża, postawionego na grobie,
w ten szczególny czas serce zeszło
na ziemię gorącym płomieniem.

Chłopcze z plakatu, kusząca blondyno
w odprasowanej garsonce na kant,
nie postawię krzyżyka przy waszych nazwiskach.
Macie to u mnie. Macie na bank!
Bo Ci, co tutaj przed nami żyli,
też by nie postawili.

Chociaż wewnętrznie cały krzyczę,
gdy patrzę na was… lepiej przemilczę.
Prędzej niż później wyjdziecie z cienia
- prosto do rzeki zapomnienia.
Takie oto… wesołe miasteczko.
Tuż przy cmentarzu. Nad rzeczką.


L.K. 2014

 

 optymistyczny finał

z ciszy przychodzę i idę w ciszę
w królewskim płaszczu ziemskich nocy
człowiekiem kto umarł przed świtem
i kto na nowo Bogiem się narodził

w ogrodzie oliwnym fantazmatów
szykujesz dla mnie cierniowy wianek
abym w czas przejścia mógł rozstrzygnąć
kto był barankiem kto baranem

z ciszy przychodzę i idę w ciszę
słowa modlitwy klepię jak biedę
w krzyku milczę w milczeniu krzyczę
dobrze wybrałem

czy 
wybrać
mogłem
lepiej

kto jest bez grzechu niech rzuci kamień
wtedy rzuciłem wszystko w diabły
ten jest bez winy lecz w pustym śmiechu
pierwszym człowiekiem

i ostatnim
   

moment trwania
T.S. Eliotowi

w moim kresie mój początek w przemożnej chęci opiewania dnia
na przekór własnej śmiertelności gdzie bezmiar jest skalą
zawsze tak samo rodzi się śmierć i utrwala zamęt
zawsze tak samo obumiera życie porządkując chaos

w połowie wypowiadanego bezwiednie zdania w pół sło
wa rodzi się śmierć i umiera życie zawsze inaczej chociaż tak
samo
tnie słowo toczy

się rozmowa jak wtedy gdy nadzieje nie były płonne marzenia
mi zasnute krajobrazy wzruszeń wydzielonych ze mnie
gdzie nie byłem nieczłowiekiem jeszcze gdzie byłem
nieśmiertelny jak powietrze

ogień ziemia woda pulsująca wewnętrznym chłodem
uroda świata nie cięła nierozpoznanej brzydoty ciała
wszystko z początku czerpało siłę
wszystko co żyło teraz nieżywe

jest cicha zgoda i w gardle odmowa ze ściśniętym węzłem
jest drżenie ciała i cięcie – i cięcie – mgnienie światła
ułamek czasu pod wysokim napięciem
świat co umiera sam z siebie


ziemia jałowa toczy się rozmowa
ziemia jałowa to czy rozmowa
ziemia opadająca na dach
wiekuistej niepewności

układająca z kamiennych ust jeden wielki
znak zapytania
owijająca wokół palca kochanka
który nieskończoności pragnął znaleźć sens

obmywszy się z uczynków niczym w źródle
jednorodności odwrócić rozumowania bieg
by w kresie nie był kres
jak podpowiada rozum

by od początku istnienia kęs uszczknąć
z zahartowanych w boju wątpliwości
tam gdzie początek nie równa się kres
opiewać od nowa dzień

 

         

 


 

kiedy wszystko staje się proste

są chwile absolutnej jasności
wtedy wszystko staje się proste
proste i pogodzone
zgodne więc szczęśliwe
 
szczęściem z pozoru niemożliwym
szczęściem jak pustka
wypełniona wszystkim
więc niczym

i nagle
ot tak po prostu ta chwila znika
tęsknisz do niej innej choć tej samej
co o krok o rok o miliard

żelazem w sercu
zapachem w oku
niewidzialnym
dla ucha

dotykasz powietrza
rodzisz się
na nowo
słuchasz

 

 

 


 

     

 

Wszystkie teksty i zdjęcia należą do własciciela tej strony i ich twórców  - kopiowanie dozwolone z podaniem pochodzenia treści.
strona główna :: twórczość :: foto :: la, la, la... :: L. Kotwicz :: realizacje :: polecam :: kontakt